De La Garza: W Polsce wciąż dużą wagę przykłada się do rzemiosła. Z dumą mówię, że moje garnitury szyte są tutaj

De La Garza: W Polsce wciąż dużą wagę przykłada się do rzemiosła. Z dumą mówię, że moje garnitury szyte są tutaj

To był jeden z pierwszych wiosennych dni w stolicy, kiedy odwiedziliśmy wyjątkowe atelier mieszczące się przy ul. Mokotowskiej 8. Wchodząc do tej przestrzeni od razu pomyśleliśmy, że dla pracującego tam projektanta bardzo ważna jest klasa i jakość, co też potwierdziło się po przyjrzeniu się bliżej jego projektom. Z Rodrigo De La Garzą rozmawialiśmy o tym, jak rozpoczął swoją karierę w Polsce i co jego moda ma wspólnego z alpakami.

Sznyt: Jak wyglądały Twoje początki w modzie. Dlaczego zająłeś się krawiectwem?

Rodrigo De La Garza: Przyjechałem do Europy żeby prowadzić tu rodzinny biznes. Moja rodzina od pokoleń hoduje alpaki. 9 lat temu zdecydowałem, że chcę odejść z firmy i zrobić coś na własny rachunek. Wcześniej studiowałem medycynę, byłem w wojsku, potem pomagałem mamie prowadzić firmę, która częściowo związana jest z przemysłem tekstylnym - alpaki hoduje się na wełnę, z której robi się kaszmirowe swetry. Po odejściu z firmy wiedziałem, że nie chcę pracować dla kogoś, podobało mi się bycie swoim własnym szefem. Zawsze też ubierałem się trochę inaczej. Ludzie zwracali uwagę na moje ubrania i komplementowali mój styl. Często kupowałem coś w sklepie, a potem przerabiałem rzeczy po swojemu. W pewnym momencie przyszedł mi do głowy pomysł, żeby zbadać rynek odzieżowy. Zacząłem czytać o najlepszych materiałach, kupiłem kilka garniturów u najlepszych krawców, m.in w Savile Row. Podglądałem jak wygląda obsługa klienta i cały proces zamawiania garnituru w tych miejscach. Pojechałem na Fashion Week do Mediolanu i zobaczyłem, że branża mody to ogromna machina, za którą stoją wielkie pieniądze. Zdecydowałem się wtedy pojechać do Neapolu i uczyć krawiectwa pod okiem mistrzów tego fachu. Nie wiedziałem wtedy nic o tym zawodzie, ale miałem to szczęście, że trafiłem na naukę do rodziny, która od ponad 100 lat specjalizuje się w szyciu odzieży na miarę. Nauczyli mnie wszystkiego – od doboru materiału po ręczne szkicowanie projektów. W Neapolu poznałem czym jest prawdziwe rzemiosło. Wróciłem do Warszawy i przez kolejne 7 miesięcy dalej uczyłem się pod okiem krawca. Kiedy poczułem się gotowy otworzyłem swoje pierwsze atelier na Woli. Pamiętam, że wydałem wszystkie pieniądze na kolekcję, sesję zdjęciowa i remont miejsca i zostało mi w portfelu 50 zł. W dodatku otwarcie mojego pierwszego salonu zbiegło się z katastrofą smoleńską i byłem zmuszony przesunąć start o miesiąc. To był bardzo trudny dla mnie czas.

Jak udało Ci się wypromować markę na początku działalności?

To był rok 2010. Facebook działał wtedy zupełnie inaczej. Dotarcie do potencjalnych fanów było o wiele prostsze - nie było reklam, walki o zasięgi. Ludzie przychodzili do salonu, bo znaleźli mnie dzięki Facebookowi. Teraz to moi stali klienci.

fot. De La Garza

Mieszkasz w Polsce już jakiś czas. Co sądzisz o polskiej branży mody?

Polski rynek mody, zwłaszcza męskiej, jest bardzo nieprzewidywalny. Wydaje mi się, że trzeba mieć dużo szczęścia, żeby się przebić. Kiedy zaczynałem, w Warszawie było 5, 6 krawców, którzy szyli garnitury na zamówienie. Teraz jest ich już około 25. Myślę, że w Polsce wciąż dużą wagę przykłada się do rzemiosła, dlatego z dumą mówię, że moje garnitury szyte są właśnie tutaj. Męska moda w Polsce na pewno ewoluowała na przestrzeni lat, ale tak jak wszędzie indziej, większa uwaga zawsze skupiona jest na damskiej modzie.

W Stanach Zjednoczonych można już zaobserwować pewną rewolucję w sposobie ubierania się mężczyzn. Widziałem ostatnio materiał w jednej z amerykańskich stacji telewizyjnych – pokazywali graczy NBA wychodzących z autobusu przed meczem. Wszyscy byli ubrani w kolorowe garnitury: bordowe, fioletowe, w kwiatowe wzory. Naprawdę przyjemnie było to oglądać. Można powiedzieć, że zacząłem tutaj taką kolorową rewolucję kilka lat temu.

Klienci przychodzą właśnie do Ciebie po kolorowe garnitury. Nie ma na polskim rynku wielu marek, które oferowałyby taki wybór kolorów. Jesteś wyjątkiem.

Kiedy zaczynałem, wszyscy zamawiali tylko szare i czarne garnitury, nawet granat wydawał się zbyt kolorowy. W mojej pierwszej kolekcji były fiolety, żółcie, pomarańcze i róże. Wszyscy mówili, że jestem szalony, bo polski klient nie kupi takiego garnituru. A ja na przekór wszystkiemu i wszystkim , chciałem zapoczątkować coś innego, świeżego. Garnitur zawsze będzie tylko garniturem, dlatego trzeba zaleźć sposób, żeby się wyróżnić. Okazało się, że moje podejście opłaciło się, bo z czasem ludzie zaczęli być bardziej odważni. Moja konkurencja zresztą też. Klienci zaczęli eksperymentować – prosili o granatową marynarkę, a do niego kolorowe spodnie. Potem odważyli się na kolorowy garnitur. Na wszystko potrzeba czasu.

fot. De La Garza

Co odróżnia Twoje atelier od innych?

To, na co stawiam w pierwszej kolejności, to doskonała obsługa klienta i najlepsza jakość produktu, jaką tylko jestem w stanie zaoferować. Samo miejsce zostało zaprojektowane tak, aby dobrze się tu czuć. Traktuję moje atelier jak własne mieszkanie. Często zdarza się, że klient wpada tylko na przymiarkę, a zostaje na godzinę, bo się zagadaliśmy.

Kto jest Twoim klientem?

Mam naprawdę różnych klientów. To, co łączy większość z nich, to fakt, że dużo podróżują i przywiązują wagę do detali i jakości. Mam wrażenie, że moi klienci zaczynają podążać za światowym trendem i przestają traktować garnitur, tylko jak uniform do pracy. Dzięki takim osobom jak Conor McGregor, czy gracze NBA, oryginalne, dobrze skrojone garnitury zaczynają być symbolem sukcesu, dyktują określony styl życia, podkreślają osobowość. Wciąż mam sporo klientów, którzy zamawiają tylko klasyczne garnitury, bo tego wymaga od nich zawód, ale coraz częściej zdarza się, że mężczyźni przychodzą do mnie, bo chcą zmienić image. To nie są tylko ludzie z Warszawy. Mam klientów z Wrocławia, Poznania, nawet z Oslo. W swojej ofercie posiadam usługę, którą nazywam TRAVELING TAILOR –polega ona na tym, że jeżdżę do różnych miast na świecie i spotykam się tam z kilkoma moimi klientami i zbieram zamówienia po czym wracam tam po miesiącu z gotowymi zamówieniami. Ostatnio udało mi się odwiedzić klientów w Singapurze, Berlinie.

fot. De La Garza / ceny garniturów szytych na miarę zaczynają się od 3500 zł

Jaka jest Twoja definicja stylu?

Myślę, że detale są w dużej mierze odpowiedzialne za styl. Jeżeli przykładamy wagę do małych rzeczy, dbamy o najmniejsze elementy naszego wyglądu, wtedy całość jest spójna. Styl jest jak odcisk palca. Mam klienta, który kupuje u mnie tylko czarne garnitury i białe koszule i zawsze wygląda nienagannie. Ktoś inny z kolei będzie wyglądał fenomenalnie w bordowym garniturze. Trzeba znać siebie, być odważnym i nie bać się odrobiny ekstrawagancji – to byłaby moja definicja stylu. Lubię myśleć o swoich garniturach, że są ponadczasowe. Nie podążam za trendami. Projektuję to, co sam chciałbym nosić i tworzę w pewnym sensie wizję stylowego mężczyzny poprzez moje ubrania.

Kto jest Twoją ikoną stylu?

Tom Ford. Oglądam wszystko, co jest z nim związane, znam jego historię. Uważam, że jest absolutnym geniuszem, z nienagannym wyczuciem stylu. Uwielbiam jego pracę dla Gucci i YSL, a to co zrobił ze swoją własną marką jest niesamowite. Podziwiam zwłaszcza jego damskie kolekcje, chociaż z fascynacją patrzę na to, jak w każdym sezonie na nowo interpretuje garnitur. Jest dla mnie wielką inspiracją, bo jako projektant musisz co sześć miesięcy reinterpretować swoją pracę i proponować klientom coś nowego. Jego projekty nigdy się nie nudzą.

Myślisz o sobie bardziej jak o projektancie czy krawcu?

To bardzo trudne pytanie. Lubię łączyć te dwa światy. Kiedy wyobrażam sobie nowy projekt, do gry wkracza kreatywność projektanta. Potem jednak garnitur trzeba wykroić i uszyć i ta część pracy również sprawia mi wielką przyjemność. Drugą kwestią jest to, że w Polsce klient nastawiony na modę i klient chcący kupić garnitur szyty na miarę, to dwa różne przypadki. Muszę myśleć jedną i drugą kategorią.

 

De La Garza

ul. Mokotowska 8
00-641 Warszawa, Polska

+48 519 504 941
[email protected]

Pn - Pt / 11 - 19
Sb / 10 - 17

rozmawiała: A.K

sznyt tygodnia

najnowsze