Coroczny raport Burberry nie stawia brytyjskiej marki w dobrym świetle. Tylko w tym roku zniszczono ubrania i akcesoria warte 38 milionów dolarów. Takie działania spowodowane są tym, iż Burberry pozycjonujące się na markę premium - nie uznaje wyprzedaży, a tym samym nie pozbywa się niesprzedanych towarów w niższych cenach. Taki proceder nie jest niczym nowym w świecie mody, jednak w tym roku informacje z obozu brytyjskiej marki wywołały szczególne oburzenie. Po pierwsze dlatego, że liczby są o wiele wyższe niż w poprzednich latach - w 2017 roku straty był niższe o 2 miliony dolarów, a w 2016 aż o 10 milionów. Drugim powodem jest zwiększająca się eko-świadomość wśród marek odzieżowych i nie tylko. Burberry, wybierając nieprzyjazną dla środowiska drogę, wzbudziło wątpliwości wśród fanów marki i inwestorów.
Według Elizabeth Howcroft z Bloomberga, pozbycie się niechcianych towarów świadczy o tym, że przejęcie firmy przez nowego CEO Marco Gobbetti, który przeszedł do Burberry z Céline w styczniu 2017 roku oraz zmiana na stanowisku dyrektora kreatywnego, którym po Christopherze Bailey został projektant Riccardo Tisci oficjalnie debiutujący we wrześniu, wciąż "pozostają niedomkniętymi sprawami". Howcroft podkreśla, że to również punkt sporny dla akcjonariuszy 162-letniego domy mody, którzy w tej praktyce widzą "zagrożenie dla środowiska".
Powodem takich decyzji z pewnością jest ochrona statusu marki premium lub marki luksusowej. Winnych podobnym działaniom jest więcej. Louis Vuitton przez lata praktykował niszczenie drogich torebek, które się nie sprzedały odmawiając zorganizowania wyprzedaży. Richemont tłumacząc się "ratowaniem wartości marki" odkupował swoje cenne zegarki od dystrybutorów w obawie przed obniżkami, nad którymi marka nie będzie mieć kontroli, tylko po to by rozłożyć je na części. Niszczenie produktów może mieć też kolejne oblicze. Marki, które importują towary do Stanów Zjednoczonych, mogą skorzystać z cła zwrotnego, otrzymać zwrot podatków wewnętrznych oraz niektórych opłat pobranych przy imporcie produktów do USA, na przykład z Francji.
Zgodnie z zapisami Amerykańskiej Służby Celnej i Ochrony Granic, "jeśli towar importowany nie jest używany i eksportowany lub zniszczony pod nadzorem celnym, 99 procent ceł, podatków lub opłat zapłaconych od towarów w związku z importem może zostać odzyskanych jako cło zwrotne." Odzież należy do jednych z najwyżej oclonych towarów. Czy teraz dziwi fakt, iż marki korzystają z okazji, by odzyskać lwią część poniesionych kosztów? Nie dziwi, ale na pewno nie usprawiedliwia takich działań.