Jest rok 1882. Do Warszawy, należącej wtedy do Cesarstwa Rosyjskiego, przybywa Tadeusz Tarasiewicz - przedsiębiorca z Krakowa, który właśnie zbankrutował i zmuszony był zamknąć prowadzony przy Rynku Głównym sklep z cementem. Przekraczając granice Warszawy, razem z trzema synami i dwiema córkami, nie spodziewał się jeszcze, że współczesna stolica będzie miejscem, w którym spełnią się jego marzenia, a on sam na stałe zapisze się na kartach historii. Każdy, kto nie wyobraża sobie dnia bez filiżanki małej czarnej powinien wiedzieć, że to właśnie Tarasiewiczowi zawdzięczamy rozpropagowanie picia dobrej kawy nad Wisłą.
Pod koniec XIX wieku w Polsce było wielu miłośników kawy. Niestety wciąż sprzedawano ziarna w surowej postaci, narażając spragnionych aromatycznego naparu na nieudane eksperymenty z paleniem zielonych ziaren w domowych warunkach. W inteligenckich domach na wyposażeniu były specjalne maszynki, dość skomplikowane w obsłudze. W biedniejszych gospodarstwach najczęściej używano zwykłych patelni, na których smażono wszelkie potrawy, stąd smak kawy zapewne odbiegał od ideału. Jedynym miejscem, w którym można było liczyć na filiżankę porządnej kawy była kawiarnia. Tadeusz Tarasiewicz postanowił to zmienić i otworzył pierwszą w Polsce palarnię kawy. Nazwał ją Pluton, a kierownictwo przekazał synowi Janowi.
Palarnia okazała się ogromnym sukcesem. Jej pozycji i rozwojowi nie zagroziła nawet I Wojna Światowa. Przed wybuchem wojny rodzina Tarasiewiczów borykała się z wieloma formalnymi problemami, zmarł także senior rodu, jednak z opresji wyciągnął palarnię Stanisław Hirszel, przyjaciel Tadeusza. Po jego śmierci w 1934 roku za sterami firmy stanął wnuk założyciela, 24-letni wówczas Kordian Tarasiewicz. Młody chłopak odziedziczył zmysł biznesowy po dziadku - to za jego kadencji Pluton nawiązał współpracę z Wedlem, Blikle, Hotelem Europejskim i Cafe Bristol. O palarni pisali wiersze poeci, scenarzyści teatralni uczynili z niej miejsce wydarzeń w swoich sztukach.
Pasmo sukcesów przerwała kolejna wojna. Konrad Tarasiewicz za wszelką cenę walczył o utrzymanie firmy - nawet po zarekwirowaniu zapasów ziaren był nieugięty i nie chciał pozwolić, żeby stu pracowników zostało bez środków do życia z dnia na dzień. Zaczął sprzedawać kawę zbożową, a gdy to przestało wystarczać, zaczął produkować marmoladę i zaangażował się w interesy z rozlewnią win. Do czasu wybuchu Powstania Warszawskiego w Plutonie pracowało już 250 osób, które mogły liczyć na pomoc socjalną ze strony swojego pracodawcy, w tym opiekę medyczną i pomoc w zakupie leków. Tarasiewicz finansował także schroniska dla dzieci wysiedlonych z Zamoyszczyzny. Okrutna wojna nie oszczędziła jednak Plutona. Podczas walk powstańczych palarnia została zniszczona.
Próba odbudowy palarni po zakończeniu II Wojny Światowej powiodła się, jednak rodzina Tarasiewiczów nie mogła cieszyć się odzyskanym majątkiem zbyt długo. Dekret Bieruta pozbawił rodzinę interesu na rzecz miasta, a dodatkowo nałożono na palarnię podatek uznaniowy, którego wysokość nie pozostawiała złudzeń - firma ogłosiła bankructwo w 1950 roku. Kordian Tarasiewicz spłacił dług sześć lat później, ale nigdy nie odzyskał palarni. Zmarł w 2013 roku w wieku 103 lat marząc o tym, by Pluton nie został zapomniany.
Dzięki Michałowi Kmiecikowi marzenie Kordiana Tarasiewicza stało się rzeczywistością. Legendarna warszawska palarnia ponownie otworzyła swoje drzwi w 2017 roku. Po odszukaniu rodziny Tarasiewiczów i przekonaniu ich do pomysłu reaktywacji palarni, Kmiecik zaproponował współpracę Annie Sobockiej. Rozpoczął się nowy rozdział w historii kawy Pluton.
Mimo, że od czasu zamknięcia Plutona minęło prawie 70 lat, nowi właściciele z ogromnym szacunkiem podchodzą do tradycji i chcą budować markę na solidnych podstawach zaczerpniętych z pracy Tadeusza Tarasiewicza i jego sukcesorów. Wierzą, że tak jak architektura, literatura czy sztuka, historia polskiej przedsiębiorczości i wielkie firmy, które na niej wyrosły, są częścią naszego dziedzictwa.
Kmiecik i Sobocka podkreślają, że wraz z reaktywacją marki Pluton, przywołują także filozofię i wartości, którymi firma kierowała się na przestrzeni lat. Ich współczesny manifest na pewno przypadłby do gustu Panu Tadeuszowi i jego rodzinie. Wśród najważniejszych haseł szczególnie mocno związane z pierwszym Plutonem są: szanuj tradycję, jeżeli widzisz problem, pomóż, dbaj o najbliższych i nigdy nie zapominaj skąd pochodzisz. Ponadto nowy logotyp palarni to bezpośrednie nawiązanie do ostatniego logo Plutona, które zaprojektował Jerzy Hryniewiecki.
Sama zawartość stylowych torebek na pewno zaspokoi wymagające podniebienia. Przede wszystkim ziarna sprowadzane są z tych samych regionów, z których Pluton importował kawę przed wojną. To daje gwarancję autentyczności, smak, który łyk za łykiem będzie przenosił nas do czasów rozkwitu pierwszej polskiej palarni kawy. Ziarna palone są metodą rzemieślniczą, czyli nie więcej niż 30 kilogramów kawy za jednym razem. Trzymanie się tej zasady pozwala na dokładniejszą obróbkę termiczną, dzięki czemu smak czarnego napoju jest bardziej intensywny i pełny. Opakowania kawy zdobią klimatyczne zdjęcia pochodzące z archiwum Plutona. Na wariancie Gold widzimy fotografię z 1891 roku zrobioną w sklepie na Nowo-Miodowej, natomiast kawa, która skrywa się w torebce to 100% arabiki z Brazylii o wyczuwalnym smaku mlecznej czekolady i prażonych orzechów. Wersja Black opatrzona jest zdjęciem wnętrza kawiarni Hotelu Europejskiego. Kawa o tej nazwie to mieszanka arabiki i robusty z Indii, w której dominuje mocny smak gorzkiej czekolady, kakao i migdałów. Kmiecik i Sobocka dbają o każdy detal, od opakowania po dobór ziaren, metody ich palenia oraz dystrybucję.
Kawy Pluton posiadają certyfikat Direct Trade, co oznacza, że ziarna kupowane są bezpośrednio od plantatorów. Jakość kawy potwierdza z kolei certyfikat Speciality Coffee oraz WSOC, nadawany przez Warsaw School Of Coffee. Kawy z reaktywowanej palarni dostępne są w sieciach polskich marketów.
Jeżeli tradycja jest wam tak samo bliska, jak założycielom Plutona - tym oryginalnym i tym współczesnym - to nie wahajcie się i zgodnie z jednym z haseł manifestu marki, które brzmi "jeżeli nie próbowałeś, spróbuj", sięgnijcie po filiżankę małej czarnej z rodzinnej palarni Tarasiewiczów, szczęśliwe przywróconej do życia dzięki staraniom dwójki pasjonatów - Michała Kmiecika i Anny Sobockiej.