Harley-Davidson rozpocznie produkcję elektrycznych modeli. Czy to koniec prawdziwego ducha motocykli?

Harley-Davidson rozpocznie produkcję elektrycznych modeli. Czy to koniec prawdziwego ducha motocykli?

Pusta droga, samotny motocyklista zmierza w kierunku zachodzącego słońca. Ogromna moc, zapach wolności i szmer silnika... elektrycznego. Tak już w 2019 roku mogą brzmieć historie o motocyklach. O klasycznym ryku silnika zapomnimy tak szybko, dzięki kultowej marce Harley-Davidson.

Amerykańska firma będąca bez dwóch zdań jednośladowym symbolem, już od dłuższego czasu „romansowała" z elektryczną technologią. Nie była w tym oczywiście pierwsza, ponieważ poza wielkimi koncernami nad e-koncepcjami pracowało kilka startupów m.in. Zero czy Brammo. Jednak żaden z nich nie mógł liczyć na taką atencję jak Harley.

LiveWire to pierwszy elektryczny projekt kultowej marki.

Pierwszym wstrząsem dla fanów benzyny był koncepcyjny model LiveWire zaprezentowany w 2014 roku. Na papierze wszystko wyglądało bardzo dobrze. Silnik miał moc 74 KM, do setki rozpędzał się w cztery sekundy, a maksymalnie osiągał 160 km/h. Problemem był zasięg - 90 kilometrów, nie było w stanie zadowolić miłośników dalekich podróży. Cztery lata temu kilkanaście sztuk trafiło nawet do testów. Odbiór wśród testerów był bardzo pozytywny, jednak to nie on zmusił Harley-Davidson do działania.

Kluczowy w podjęciu tak szybkiej decyzji był kryzys na rynku motocykli. W ubiegłym roku spółka zaliczyła blisko 7-procentowy spadek sprzedaży, a plany na ten rok również nie napawają optymizmem. Firma była nawet zmuszona zamknąć niedawno jeden z zakładów i zwolnić przy okazji około 900 pracowników. Ratunkiem ma być właśnie motocykl elektryczny. Początkowo mowa była o 2021 roku, jednak kilkanaście dni temu ogłoszono, że rewolucja zacznie się już za 18 miesięcy. Pomimo tak odważnej propozycji brakuje nadal szczegółów technicznych. Jedyne, co podejrzewa się to poprawa zasięgu do ponad 90 kilometrów. Inne dane są tajemnicą, a w amerykańskiej firmie z pewnością trwa wyścig z czasem.

Harley-Davidson czuje więc presję, ale czy spowoduje ona dobre efekty? Zobaczymy. Zanim jednak zwolennicy czystej benzyny zaczną załamywać ręce, warto spojrzeć na nadchodzące zmiany nieco inaczej. Przez pryzmat, choćby modeli wspomnianej wcześniej firmy Zero, która posiada aktualnie w swojej ofercie cztery e-maszyny. Każda z nich wygląda jak pełnokrwisty jednoślad i osiąga naprawdę przyzwoite wyniki. Nie ukrywajmy zresztą, że kilka lat temu z podobną obawą spoglądano na samochody Tesli. Dziś producenci nawet ci legendarni, jak Porsche, czy Ferrari planują już elektryczne modele. Rewolucja musiała więc dotrzeć także na rynek motocykli. Twórcy Harleya będą nadal dbać o to, by nie była ona nudna. Duch i założenia firmy nie muszą się zmieniać. Nikt zresztą nie będzie wymagał od Hells Angels by wraz z pojawieniem się elektryków przerzucili się na ekologiczny tryb życia, a steki zamienili na sałatki.

Na deser jednak warto zastanowić się nad jedną kwestią - co z dźwiękiem silnika? Zarówno Zero, jak i koncept LiveWire nie podróżował w kompletnej ciszy, jednak brzmienie elektrycznego silnika było takie, jak w innych tego typu pojazdach i przypominało raczej szelest. Brak charakterystycznego pomruku może okazać się problematyczny dla zatwardziałych motocyklistów. Design i walory ekologiczne to jedno, klimat to drugie, oby Harley Davidson nie zapomniał o tym przy swoim projekcie.

* Zdjęcia oraz film przedstawiają pierwszy elektryczny projekt Harley-Davidson LiveWire.

źródło: Bloomberg/ autor: Kacper Kapsa

sznyt tygodnia

najnowsze